10-13-2019, 19:45
16 lutego 1980 r.
To nie jest dobry pomysł. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. To naprawdę jest idiotyczny pomysł - pomyślał, już sam nie wiedział, który raz tego popołudnia. Co go podkusiło, aby zgodzić się na ten głupi obiad? Mógł równie dobrze odmówić i zająć się czymkolwiek innym, ale nie. Nie dość, że powiedział tak, to jeszcze postanowił kupić Kurtowi prezent. Po co? Dzieciak pewnie nawet nie zauważy, że w jego domu są jacyś goście. Z powątpiewaniem zerknął na niewielką paczuszkę, którą trzymał w ręku. A może nie powinien jej brać ze sobą? Jeszcze wyjdzie na... No właśnie. Na kogo? Jakiegoś desperata, który koniecznie chce, aby jego mały bratanek go polubił? Przecież tak wcale nie było... Chyba. Nie. Nie było.
- Przesadzam, prawda? - rzucił do śpiącego na kanapie Prewetta. Rowan nie miał serce zganiać go na podłogę, zwłaszcza, że na obecną chwilę w mieszkaniu nie było nikogo poza ich dwójką. Pies jedynie popatrzył na właściciela z politowaniem, ziewnął i z cichym westchnieniem wrócił do przerwanego snu. Niezwykle pomocne. Ponownie spojrzał na zakupiony prezent. Zupełnie nie znał się na dzieciach, więc po prostu zdecydował się na niewielkiego, pluszowego smoka. W końcu kto nie lubił smoków? Co prawda początkowo planował zdobyć maskotkę Rogogona Węgierskiego, ale Długoróg Rumuński też był całkiem niezły. Zwłaszcza, że producenci zabawek mieli dziwne pojęcie o tych stworzeniach, więc znalezienie takiej, która idealnie odwzorowywała daną rasę zajęło mu sporo czasu i kilka awantur w sklepach. Może po prostu powinien był kupić chłopcu jakiś atlas magicznych stworzeń? Pytanie tylko, czy taki czterolatek byłby w stanie cokolwiek z niego zrozumieć. Czy dzieci w tym wieku potrafią w ogóle mówić pełnymi zdaniami? Bo jakoś mówić chyba potrafią. No dobra. Weźmie ten głupi prezent. Wiedział, że i tak będzie musiał zrobić dobre pierwsze wrażenie, a nie było najmniejszych szans, że osiągnie ten efekt w rozmowie. Zresztą, jakim cudem ma być sympatyczny i otwarty, przy niemal nieznanej mu osobie? Nawet jeśli Alyssa była blisko związana z jego rodziną, nie miał żadnego dobrego powodu, aby od razu zachowywać się wobec niej przyjacielsko. Prawdę mówiąc, gdyby nie świadomość, że Ramsey ufa tej kobiecie, bez dłuższego namysłu odrzuciłby propozycję wspólnego obiadu. Merlinie... Niech ta dwójka nie okazała się nieznośnie irytująca. Odłożył niebieski pakunek na stół. Nie. Nie weźmie tego. Sam nie wiedział dlaczego, ale czułby się wtedy jak skończony idiota. Może jeszcze uda mu się zwrócić przytulankę. Właściciel sklepu raczej nie chował już urazy, po tym jak został przez niego ostro skrytykowany. Sam sobie był winien, skoro zgadzał się na sprzedawanie maskotek, które miały mało wspólnego z rzeczywistymi gatunkami. Fioletowy Spiżobrzuch Ukraiński? Czemu wszyscy wokół niego byli tak niewyedukowani? Z westchnieniem zerknął na zegarek.
- Ramsey zaraz powinien tutaj być - mruknął sam do siebie. Prewett uniósł głowę na dźwięk głosu swojego pana.
Nic nic. Śpij dalej - powiedział, ale zwierze zeskoczyło z kanapy, zrzucając przy tym poduszkę, i pobiegło do drzwi, radośnie szczekając i merdając ogonem. Pies reagował tak jedynie, gdy wyczuł osoby, które znał i lubił. Ani Alec, ani Astoria nie powinni teraz wracać, a z sąsiadami nie utrzymywał żadnych kontaktów, więc mogła to być tylko jedna osoba. Rowan podszedł w stronę zwierzaka i, omijając spojrzeniem niedoszły prezent dla bratanka, otworzył drzwi wejściowe. Prewett usiadł obok niego, wyczekująco wpatrując się w stronę klatki schodowej, na której zaraz miał pojawić się starszy Greyback.
To nie jest dobry pomysł. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. To naprawdę jest idiotyczny pomysł - pomyślał, już sam nie wiedział, który raz tego popołudnia. Co go podkusiło, aby zgodzić się na ten głupi obiad? Mógł równie dobrze odmówić i zająć się czymkolwiek innym, ale nie. Nie dość, że powiedział tak, to jeszcze postanowił kupić Kurtowi prezent. Po co? Dzieciak pewnie nawet nie zauważy, że w jego domu są jacyś goście. Z powątpiewaniem zerknął na niewielką paczuszkę, którą trzymał w ręku. A może nie powinien jej brać ze sobą? Jeszcze wyjdzie na... No właśnie. Na kogo? Jakiegoś desperata, który koniecznie chce, aby jego mały bratanek go polubił? Przecież tak wcale nie było... Chyba. Nie. Nie było.
- Przesadzam, prawda? - rzucił do śpiącego na kanapie Prewetta. Rowan nie miał serce zganiać go na podłogę, zwłaszcza, że na obecną chwilę w mieszkaniu nie było nikogo poza ich dwójką. Pies jedynie popatrzył na właściciela z politowaniem, ziewnął i z cichym westchnieniem wrócił do przerwanego snu. Niezwykle pomocne. Ponownie spojrzał na zakupiony prezent. Zupełnie nie znał się na dzieciach, więc po prostu zdecydował się na niewielkiego, pluszowego smoka. W końcu kto nie lubił smoków? Co prawda początkowo planował zdobyć maskotkę Rogogona Węgierskiego, ale Długoróg Rumuński też był całkiem niezły. Zwłaszcza, że producenci zabawek mieli dziwne pojęcie o tych stworzeniach, więc znalezienie takiej, która idealnie odwzorowywała daną rasę zajęło mu sporo czasu i kilka awantur w sklepach. Może po prostu powinien był kupić chłopcu jakiś atlas magicznych stworzeń? Pytanie tylko, czy taki czterolatek byłby w stanie cokolwiek z niego zrozumieć. Czy dzieci w tym wieku potrafią w ogóle mówić pełnymi zdaniami? Bo jakoś mówić chyba potrafią. No dobra. Weźmie ten głupi prezent. Wiedział, że i tak będzie musiał zrobić dobre pierwsze wrażenie, a nie było najmniejszych szans, że osiągnie ten efekt w rozmowie. Zresztą, jakim cudem ma być sympatyczny i otwarty, przy niemal nieznanej mu osobie? Nawet jeśli Alyssa była blisko związana z jego rodziną, nie miał żadnego dobrego powodu, aby od razu zachowywać się wobec niej przyjacielsko. Prawdę mówiąc, gdyby nie świadomość, że Ramsey ufa tej kobiecie, bez dłuższego namysłu odrzuciłby propozycję wspólnego obiadu. Merlinie... Niech ta dwójka nie okazała się nieznośnie irytująca. Odłożył niebieski pakunek na stół. Nie. Nie weźmie tego. Sam nie wiedział dlaczego, ale czułby się wtedy jak skończony idiota. Może jeszcze uda mu się zwrócić przytulankę. Właściciel sklepu raczej nie chował już urazy, po tym jak został przez niego ostro skrytykowany. Sam sobie był winien, skoro zgadzał się na sprzedawanie maskotek, które miały mało wspólnego z rzeczywistymi gatunkami. Fioletowy Spiżobrzuch Ukraiński? Czemu wszyscy wokół niego byli tak niewyedukowani? Z westchnieniem zerknął na zegarek.
- Ramsey zaraz powinien tutaj być - mruknął sam do siebie. Prewett uniósł głowę na dźwięk głosu swojego pana.
Nic nic. Śpij dalej - powiedział, ale zwierze zeskoczyło z kanapy, zrzucając przy tym poduszkę, i pobiegło do drzwi, radośnie szczekając i merdając ogonem. Pies reagował tak jedynie, gdy wyczuł osoby, które znał i lubił. Ani Alec, ani Astoria nie powinni teraz wracać, a z sąsiadami nie utrzymywał żadnych kontaktów, więc mogła to być tylko jedna osoba. Rowan podszedł w stronę zwierzaka i, omijając spojrzeniem niedoszły prezent dla bratanka, otworzył drzwi wejściowe. Prewett usiadł obok niego, wyczekująco wpatrując się w stronę klatki schodowej, na której zaraz miał pojawić się starszy Greyback.
Sometimes life´s a bitch... ![]() | ![]() |
...and then you
keep on living.
[mru]keep on living.