09-19-2019, 01:43
![[Obrazek: tumblr_ne9wtjJtTz1thjd2wo3_500.gif]](https://66.media.tumblr.com/32084af7527a3a7be1853d13322a4593/tumblr_ne9wtjJtTz1thjd2wo3_500.gif)
późne popołudnie | Nora | 01.11.1976 roku
Prawdopodobnie, gdyby nie natłok zajęć - o ile można było tak nazwać doglądanie wszystkiego głównie z kanapy w salonie czy z łóżka - zapewne pogrążyłaby się w kompletnej stagnacji. Już teraz większość rzeczy robiła w ten instynktowny, machinalny sposób, nie zastanawiając się zbyt wiele, bowiem jej myśli nieustannie krążyły poza murami kamienno-drewnianego domku w Allhallows. Próbowała robić jesienne ubranka na drutach, przygotowywała większość obiadów, których następnie doglądała przy pomocy naprawdę dzielnego Esdrasa, cerowała skarpetki Ezry, przygotowywała zapasy ziół na zimę, krusząc je do tych wszystkich słoiczków, jakie przynosił jej chłopiec... Czytała mu bajki, grała z nim w gry, słuchała muzyki i oglądała z nim filmy na mugolskim telewizorze, który załatwili jej przyjaciele.
W teorii zachowywała się zupełnie tak, jakby spodziewała się, że wszystko niebawem powróci do normy. Nawet jeśli z dnia na dzień coraz bardziej bała się tej nagłej samotności i kompletnej niewiedzy, raz po raz zastanawiając się, co się właśnie działo... Ani razu nie powiedziała Ezrze, że nie miała pojęcia, gdzie znajdował się jego brat. Tuląc go do snu, powtarzała tylko, że już wkrótce miał do nich wrócić, bo przecież oboje wiedzieli, że dużo teraz pracował i że robił interesy w coraz to nowszych miejscach, prawda? Wewnątrz jednak wyłącznie coraz bardziej panikowała, rozważając wszelkie scenariusze, jakie tylko przychodziły jej na myśl. Zarówno te bardziej, jak i mniej przerażające. Począwszy od tych uspokajających, poprzez neutralne, aż po takie, które wprawiały jej serce w stanowczo zbyt szybkie bicie.
Wyłącznie jedno nie ulegało zmianie, wyłącznie jedno łączyło te wszystkie piekące myśli. W swojej własnej głowie, Alyssa znajdowała się... Gdzieś. Sama nie do końca wiedziała, gdzie, ale... Zawsze przy Alecu. Co się stało? Gdzie był? Czy wszystko było z nim w porządku? Dlaczego się nie odzywał? Czy znalazł się w jakimś niebezpieczeństwie? Czy w ogóle jeszcze żył? Musiał żyć... Przecież poczułaby, gdyby było inaczej. Oczywiście, że by to poczuła. Miałaby wizję, może nawet kilka wizji albo... Cokolwiek. Cokolwiek by do niej dotarło, a jeśli teraz nie miała żadnych wieści... To było pocieszające, prawda? Nawet najgorsza, najgłębsza cisza była lepsza od złych wieści. A przynajmniej właśnie to usiłowała sobie wmawiać, gdy kończyła dziergać kolejny pokraczny sweterek, słuchając przy tym pogodnej paplaniny Ezry.
Nie mogła być bardziej wdzięczna, że miała go teraz przy sobie. Szczery uścisk jego drobnych, kościstych ramion był w stanie odgonić nawet najgorsze demony, a radosny, piskliwy głosik wypełniał echem pomieszczenia, które w innym wypadku byłyby stanowczo zbyt ciche. Kochała tego chłopca... Kochała go równie mocno, co dziecko noszone pod sercem. Tego małego Nargla, który przynosił jej równie dużo szczęścia, co obaw. Czy miał być zdrowy? Czy miał być szczęśliwy? Czy miał mieć dobre, spokojne życie, jakiego chciała dla ich całej rodziny? Zawsze tego pragnęła... Nie potrzebowała nic więcej, tylko tego zwykłego, prozaicznego życia z dziećmi i ukochanym człowiekiem... Człowiekiem, którego teraz przy niej nie było. Który mógł być dosłownie wszędzie, który mógł...
Opuszczając druty na kolana, energicznie potrząsnęła głową, co spotkało się ze zdziwionym, pytającym spojrzeniem ze strony Esdrasa. Nie chciała znowu o tym myśleć, nie chciała rozważać kolejnych możliwości, chwilę później bez zastanowienia decydując, że nie chciała już dłużej siedzieć w tym domu. Należał im się spacer. Długi, jesienny spacer, na który mogła sobie przecież pozwolić, bo było z nią już zdecydowanie lepiej. Odkąd grzecznie spożywała wszelkie konieczne eliksiry, wręcz nadmiernie się przy tym oszczędzając, pozwolono jej nawet na dłuższe wstawanie, o ile nie było ono związane z jakimkolwiek znaczącym wysiłkiem... A przecież nie chciała go teraz podejmować. Potrzebowała tylko wyrwać się na chwilę z domu, pomagając Ezrze w odnalezieniu szalika i czapki, a następnie samej także ciepło się ubierając i wychodząc z nim, by poobserwować pohalloweenowe dekoracje.
Teoretycznie nie planowała zapuszczać się zbyt daleko. Pierwotnie nawet nie myślała o tym, by odwiedzić Norę i jej mieszkańców, jednak w pewnym momencie zorientowała się, że tyle razy wymigiwała się od herbaty, a tak naprawdę... Chciała się tam znaleźć. Znacznie bardziej niż we własnym domu. Ezra także zdecydowanie nie protestował, najwyraźniej dostrzegając dla siebie szansę na pobawienie się z kimś innym, niż z dziećmi sąsiadów. I chociaż teoretycznie mogliby wrócić się do domu, korzystając z kominka podłączonego do sieci Fiuu... Na samą myśl Alyssę ogarniały mdłości. Z dwojga złego, wolała już nieco dłuższą podróż Błędnym Rycerzem, którą - jak zwykle zresztą - sprawiała Esdrasa naprawdę dużą frajdę.
Sama Alyssa odczuła ją dopiero, gdy jej stopy znowu dotknęły stabilnego, pewnego gruntu. Nawet jeśli przez całą podróż półleżała na łóżku, zdecydowanie czując to w kręgosłupie... Pęd pojazdu wciąż przyprawiał ją o lekkie mdłości. Ostatecznie stanęli jednak przed znajomym domem - teraz przyozdobionym równie twórczymi, najpewniej dziecięcymi dekoracjami, co ich własne domostwo; wyłącznie w dużo większej ilości niż u nich - a Ezra prawie od razu poleciał, by zapukać do drzwi. Sama Aly wtoczyła się na schody chwilę po nim, gdy drzwi wejściowe zostały już otwarte, a ją samą otulił słodki zapach domowych przetworów, który doleciał do jej nozdrzy z wnętrza domu.
- Dzień dobry. - Rzuciła na powitanie, uśmiechając się i przystając na chwilę w połowie schodków. - Wybacz tempo, ale z dnia na dzień coraz bardziej czuję się, jakby to nie było jedno dziecko, a dwanaście. - Być może nie był to najzabawniejszy żart, ale wypowiedziała go ze zdecydowaną czułością, doskonale wiedząc, że kto jak kto... Molly na pewno doskonale znała te uczucie.

It's gotta get easier, oh easier somehow... Cause I'm falling, I'm falling.
Oh easier and easier somehow, oh I'm calling, I'm calling.