03-08-2020, 20:07
luty, 1980
Podskoczył, kiedy do jego uszu doleciało miarowe, ale donośne pukanie. Nieprzytomne spojrzenie skierował na bałagan pogrążonym w półmroku pokoju. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że prawie zasnął z tlącym się papierosem trzymanym w dłoni. W roztargnieniu sięgnął dłonią do karku; wyczuł pod palcami jego twardą, napiętą strukturę, a pukanie nie ustawało.
— Już idę! — krzyknął zaspany, dopiero po upływie kolejnych sekund uświadamiając sobie, jakie to mogło być fatalne w skutkach posunięcie, bo nie miał pomysłu, kto mógł się dobijać do niego o tej porze. Tylko nieliczni znali jego adres, a on nie oczekiwał w tym dni gości, o czym świadczyła kondycja pomieszczeń i jego wizualna prezentacja.
Z papierosem w zębach, sięgnął po spodnie, które dotychczas zajmowały wolną przestrzeń na oparciu fotela.
— Już, już!
Ubrał się szybko, spojrzeniem omiatając zadymiony salon. Mógł z łaski swojej przynajmniej okno otworzyć, ale gdzie tam. Chciał, jak najszybciej dowiedzieć się, kto nie dawał mu w spokoju dopalić kolejnego papierosa tego dnia.
— Już! — powtórzył, zaciągnąwszy się papierosem.
Przytrzymał dym w płucach, przemieszczając się do przedpokoju. Ktoś, kto na klatce schodowej musiał usłyszeć ciężar jego korkowa, bo wcale nie dbał o ciszę, skoro wcześniej zdemaskował swoje położenie.
Zerknął przez wizjer, zanim przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. Z ust, razem z oparami, ulotniło się westchnienie. Nie spodziewał się jej tutaj, w Londynie, a jednak stała na progu w jego mieszkania i nieustępliwie pukała w drzwi.
Przymknął powieki, wsłuchując się w natarczywe puk puk, które wrzynało mu się w czaszkę. Minęło tyle lat. Jak go tutaj znalazła?
Na Merlina!
Drgnął, gdy z całej siły skonfrontowała pieść z drzwiami. Była ostatnią osobą, którą chciał oglądać na progu swojego mieszkania. W końcu jednak, gasząc w palcach papierosa, przekręcił klucz i szarpnął za klamkę, by otworzyć jej drzwi.
— Chcesz pobudzić zmarłych? — rzucił na powitanie. — Wchodź — dodał, kiedy z drzwi znad przeciwka wyjrzała pomarszczona twarz ciekawskiej sąsiadki. Puścił niechętnie swoją dawną dilerkę do środka. Spodziewał się, co ją tutaj sprowadzało, ale nie miał zamiaru wyjść naprzeciw jej oczekiwaniom.
Podskoczył, kiedy do jego uszu doleciało miarowe, ale donośne pukanie. Nieprzytomne spojrzenie skierował na bałagan pogrążonym w półmroku pokoju. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że prawie zasnął z tlącym się papierosem trzymanym w dłoni. W roztargnieniu sięgnął dłonią do karku; wyczuł pod palcami jego twardą, napiętą strukturę, a pukanie nie ustawało.
— Już idę! — krzyknął zaspany, dopiero po upływie kolejnych sekund uświadamiając sobie, jakie to mogło być fatalne w skutkach posunięcie, bo nie miał pomysłu, kto mógł się dobijać do niego o tej porze. Tylko nieliczni znali jego adres, a on nie oczekiwał w tym dni gości, o czym świadczyła kondycja pomieszczeń i jego wizualna prezentacja.
Z papierosem w zębach, sięgnął po spodnie, które dotychczas zajmowały wolną przestrzeń na oparciu fotela.
— Już, już!
Ubrał się szybko, spojrzeniem omiatając zadymiony salon. Mógł z łaski swojej przynajmniej okno otworzyć, ale gdzie tam. Chciał, jak najszybciej dowiedzieć się, kto nie dawał mu w spokoju dopalić kolejnego papierosa tego dnia.
— Już! — powtórzył, zaciągnąwszy się papierosem.
Przytrzymał dym w płucach, przemieszczając się do przedpokoju. Ktoś, kto na klatce schodowej musiał usłyszeć ciężar jego korkowa, bo wcale nie dbał o ciszę, skoro wcześniej zdemaskował swoje położenie.
Zerknął przez wizjer, zanim przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. Z ust, razem z oparami, ulotniło się westchnienie. Nie spodziewał się jej tutaj, w Londynie, a jednak stała na progu w jego mieszkania i nieustępliwie pukała w drzwi.
Przymknął powieki, wsłuchując się w natarczywe puk puk, które wrzynało mu się w czaszkę. Minęło tyle lat. Jak go tutaj znalazła?
Na Merlina!
Drgnął, gdy z całej siły skonfrontowała pieść z drzwiami. Była ostatnią osobą, którą chciał oglądać na progu swojego mieszkania. W końcu jednak, gasząc w palcach papierosa, przekręcił klucz i szarpnął za klamkę, by otworzyć jej drzwi.
— Chcesz pobudzić zmarłych? — rzucił na powitanie. — Wchodź — dodał, kiedy z drzwi znad przeciwka wyjrzała pomarszczona twarz ciekawskiej sąsiadki. Puścił niechętnie swoją dawną dilerkę do środka. Spodziewał się, co ją tutaj sprowadzało, ale nie miał zamiaru wyjść naprzeciw jej oczekiwaniom.
![[Obrazek: ZlHtanJ.gif]](https://i.imgur.com/ZlHtanJ.gif)
come on, put yourself back together;
pick up some pieces of the hearts you've shattered.