10-24-2019, 18:06
| Kontynuacja tego wątku
Chciałam zmieszana iść stąd jak najdalej, gdyż wpadałam nocą na obce kobiety i udawałam, że je znam, kiedy wcale tak nie było… Psycholka była ze mnie, odwalało mi! Ale kiedy przepraszałam, się motałam, by to jakoś wyprostować i zaraz czmychnąć stąd, udając, że nigdy mnie tu nie było, rozpłynąć się w ciemnościach i nie wracać, nieznajoma-jednak-znajoma mnie rozpoznała, więc rozpogodziłam się. Nawet bardziej niż mogłabym się spodziewać! Zmęczone i zapłakane oczy nie miały szans z optymizmem, jaki mnie zalał, kiedy w końcu spotkałam któregoś z Greybacków. Nieczęsto ich widywałam, choć z kilkoma z nich wcale nie miałam jakiś negatywnych stosunków, a nawet zalążki przyjaźni…, a tu teraz miałam przed sobą Marjorie Greyback! Tak, to była ona!
I choć kojarzyłam ją jako żonę tego… wiadomo kogo, to nie mogłam nie rzucić jej się na szyję, przytulić się do niej niczym do miśka czy też w niego wtulić. Chyba jednak coś działo się w mojej głowie niepożądanego…
Odsunęłam się zaraz od niej chwilę zmieszana. Tylko chwilkę. Blask w moich oczach nie blakł. Cieszyłam się.
- Wybacz, nieczęsto widzę kogoś z rodziny… A dziś pełnia, wieczór taki… Nie można się na niczym skupić. Wspomnienia! – mówiłam, choć kiedy zorientowałam się, że moja wypowiedź nie ma ładu ani składu, ponownie uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Wyszłam pospacerować nad Tamizą. To oświetlenie jest zniewalające wieczorem – stwierdziłam, pokazując jej dłonią na majaczące w oddali drugi nabrzeże rzeki. – A co u ciebie… Marjorie, tak? – zapytałam, chcąc podtrzymać rozmowę i upewnić się, odnośnie jej imienia.
Chciałam zmieszana iść stąd jak najdalej, gdyż wpadałam nocą na obce kobiety i udawałam, że je znam, kiedy wcale tak nie było… Psycholka była ze mnie, odwalało mi! Ale kiedy przepraszałam, się motałam, by to jakoś wyprostować i zaraz czmychnąć stąd, udając, że nigdy mnie tu nie było, rozpłynąć się w ciemnościach i nie wracać, nieznajoma-jednak-znajoma mnie rozpoznała, więc rozpogodziłam się. Nawet bardziej niż mogłabym się spodziewać! Zmęczone i zapłakane oczy nie miały szans z optymizmem, jaki mnie zalał, kiedy w końcu spotkałam któregoś z Greybacków. Nieczęsto ich widywałam, choć z kilkoma z nich wcale nie miałam jakiś negatywnych stosunków, a nawet zalążki przyjaźni…, a tu teraz miałam przed sobą Marjorie Greyback! Tak, to była ona!
I choć kojarzyłam ją jako żonę tego… wiadomo kogo, to nie mogłam nie rzucić jej się na szyję, przytulić się do niej niczym do miśka czy też w niego wtulić. Chyba jednak coś działo się w mojej głowie niepożądanego…
Odsunęłam się zaraz od niej chwilę zmieszana. Tylko chwilkę. Blask w moich oczach nie blakł. Cieszyłam się.
- Wybacz, nieczęsto widzę kogoś z rodziny… A dziś pełnia, wieczór taki… Nie można się na niczym skupić. Wspomnienia! – mówiłam, choć kiedy zorientowałam się, że moja wypowiedź nie ma ładu ani składu, ponownie uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Wyszłam pospacerować nad Tamizą. To oświetlenie jest zniewalające wieczorem – stwierdziłam, pokazując jej dłonią na majaczące w oddali drugi nabrzeże rzeki. – A co u ciebie… Marjorie, tak? – zapytałam, chcąc podtrzymać rozmowę i upewnić się, odnośnie jej imienia.

Monsters overhead
Monsters lying next to me
at night before I rest
They gonna haunt me
They gonna twist me into knots
Don't let me haunt you
Don't let me haunt you, that
I beg
Clementine Liberty Greyback