10-15-2019, 17:01
![[Obrazek: 6612_huge.jpg?2]](http://static.e-mieszkanie.pl/art/6612_huge.jpg?2)
Poddasze – lokator R. M.
Pokój zalewa światło. Jest przy biurku, czeka przed sztalugami, igra ze szklanymi fiolkami w półotwartej drewnianej kasecie. Krąży po jasnym, jesionowym parkiecie, wkrada się między nogi krzeseł, wspina się po miękkiej tapicerce kanapy. Zagląda wszędzie, gdzie tylko sięga jego wzrok. Łapie w swoje objęcia przysłonięte płótna, przygląda się bacznie podobraziom, tańczy w kryształkach żyrandoli, przegania wszystkie cienie. Sprawia, że całe poddasze tonie w miękkim, czystym świetle, przy którym łatwo się budzić, jeszcze prościej malować, precyzyjniej formować glinę i modelować gips. W porannym słońcu nie ma miejsca na wstyd, na gorączkowe porządkowanie chaosu wokół. O świcie porozrzucane pędzle – okrągłe, płaskie, ścięte ukośnie, w koci język i wachlarzowe – nie budzą zgorszenia; niedokończony obraz, zastygły w oczekiwaniu na studyjnej sztaludze, mruga do okna. Zdaje się, że każdy przedmiot, od dłut, akwareli, kredek i węgla, ma swoje miejsce. Za dnia lokal pachnie farbami, czasem wiruje w powietrzu mgiełka charakterystyczna suchym pastelom. Najczęściej użytkowana jest przestrzeń uwięziona między zamkniętą kuchnią, a łazienką. To właśnie tutaj, pod przeszkloną ścianą, Ruth oddaje się sztuce. Maluje po prawej stronie; tam też można znaleźć szkielety różnorakich sztalug i puste podobrazia, pokryte delikatnym, niedostrzegalnym na pierwszy rzut oka, szkicem. Po lewej znajduje się sekcja rzeźby, w której można znaleźć uformowaną już glinę, woreczki z masą gipsową, miski i ogołocone stelaże. Pośrodku ulokowano solidną ławę z szeregiem wygodnych poduch, improwizowane biurko, stół i kanapa. Na oparciu ławy wisi kaszmirowy pled i gruby, puchaty koc z owczej wełny. Poduszki łagodzą niewygodę surowego drewna, niwelując twarde siedzenie. Ten osobliwy ekwiwalent kanapy najczęściej służy podejmowanym przez Ruth gościom. Pod nim przycupnęły książki; część grzbietów jest tak przetarta, że nie sposób rozszyfrować tytułów; niektóre leżą półotwarte, inne wetknięto pod stół. Pojedyncze egzemplarze znajdują się wszędzie – to kolorowe, bogato ilustrowane albumu galerii i muzeów; księgi zapisane drobnym, kobiecym pismem, prezentujące skomplikowane receptury eliksirów w języku Paryżan.
Po południu intensywność światła słabnie. Ustępuje z wolna miejsca cienistym kształtom, które przekradają się po podłodze jak ciekawskie myszy. Powoli, powolutku wznoszą się coraz wyżej, poprzez część kuchenną poddasza, wyciągając łakomie długie szpony po ladę pełną cylindrów, krystalizatorów i eksykatorów. Zdaje się, że właścicielka lokum nie gotuje w kuchni, a preferuje warzenie, odcedzanie, krystalizację i odparowanie eliksirów o nieznanych właściwościach. W ciemnościach, w szafkach kuchennych, drzemią saszetki ziół, probówki pełne tajemniczych kłów i pazurów, przyprawy, ususzone płatki kwiatów. Jest też niewielki piecyk, kuchenka, mały zlew. Ręcznie zdobione filiżanki z chińskiej porcelany kontrastują z miedzianym czajnikiem. Krystalicznie czyste srebro sztućców gryzie się z przewieszonym przez ladę najprostszym fartuchem. Pośród bogactwa i wysokiej jakości przedmiotów codziennego użytku, w kuchni przewijają też tańsze substytuty, które z pozoru wydawałyby się nieprzydatne. W kącie sapie cicho chłodziarka, pracując nieprzerwanie bez względu na temperaturę za oknem. Najgłębsze ciemności panują w łazience, którą Ruth zwykła rozświetlać świecami. W słabym, rozproszonym nieśmiało świetle świec może umościć się w wannie, nabrać oddechu i zanurzyć się na dłużej, medytując, walcząc z myślami, wmawiając sobie, że jest w pełni władz umysłowych. O ile za dnia na poddaszu trzeba czasem mrużyć w słońcu oczy, o tyle wieczorami nawet wykrzyczane w gniewie Lumos nie odpędzi wszędobylskiej czerni. W takich chwilach właścicielce nie pozostaje nic innego jak opaść na kanapę i pozwolić, by nocny firmament usypiał i koił.
Do poddasza prowadzą trzy piętra wąskich schodów i para ciemnych drzwi ze złotą gałką. Nie posiadają numeru, skrzynki pocztowej, żadnych znaków szczególnych. Tylko niewielka grupka osób rzeczywiście zna ten adres i potrafi wskazać, że przebywa pod nim Ruth Malfoy.
Po południu intensywność światła słabnie. Ustępuje z wolna miejsca cienistym kształtom, które przekradają się po podłodze jak ciekawskie myszy. Powoli, powolutku wznoszą się coraz wyżej, poprzez część kuchenną poddasza, wyciągając łakomie długie szpony po ladę pełną cylindrów, krystalizatorów i eksykatorów. Zdaje się, że właścicielka lokum nie gotuje w kuchni, a preferuje warzenie, odcedzanie, krystalizację i odparowanie eliksirów o nieznanych właściwościach. W ciemnościach, w szafkach kuchennych, drzemią saszetki ziół, probówki pełne tajemniczych kłów i pazurów, przyprawy, ususzone płatki kwiatów. Jest też niewielki piecyk, kuchenka, mały zlew. Ręcznie zdobione filiżanki z chińskiej porcelany kontrastują z miedzianym czajnikiem. Krystalicznie czyste srebro sztućców gryzie się z przewieszonym przez ladę najprostszym fartuchem. Pośród bogactwa i wysokiej jakości przedmiotów codziennego użytku, w kuchni przewijają też tańsze substytuty, które z pozoru wydawałyby się nieprzydatne. W kącie sapie cicho chłodziarka, pracując nieprzerwanie bez względu na temperaturę za oknem. Najgłębsze ciemności panują w łazience, którą Ruth zwykła rozświetlać świecami. W słabym, rozproszonym nieśmiało świetle świec może umościć się w wannie, nabrać oddechu i zanurzyć się na dłużej, medytując, walcząc z myślami, wmawiając sobie, że jest w pełni władz umysłowych. O ile za dnia na poddaszu trzeba czasem mrużyć w słońcu oczy, o tyle wieczorami nawet wykrzyczane w gniewie Lumos nie odpędzi wszędobylskiej czerni. W takich chwilach właścicielce nie pozostaje nic innego jak opaść na kanapę i pozwolić, by nocny firmament usypiał i koił.
Do poddasza prowadzą trzy piętra wąskich schodów i para ciemnych drzwi ze złotą gałką. Nie posiadają numeru, skrzynki pocztowej, żadnych znaków szczególnych. Tylko niewielka grupka osób rzeczywiście zna ten adres i potrafi wskazać, że przebywa pod nim Ruth Malfoy.