07-21-2019, 22:00
Post na loterię. Udział biorę tylko ja.
24.01.1980 r.
Jej biurko wcale nie było większe od reszty biurek w tej zatęchłej dziurze, to znaczy w miejscu, które spełniało wszystkie wymagane standardy, a nawet posiadało zaczarowane urządzenia, co jakiś czas tworzące ciepłe podmuchy zwiększające temperaturę w całym pomieszczeniu. W końcu trwała zima, a o pracowników należało dbać. Bezwiednie patrzyła w okno, zapisując od niechcenia daty przy poszczególnych spotkaniach, wizytach zagranicznych czarodziejów, dodając specjalne oznaczenia świadczące o istotności poszczególnych spotkań. Przy tej czynności zerkała, co jakiś czas, obojętnie na pergamin, który pokrywał się jej drobnym pismem, by upewniać się, że robi to prawidłowo. Nie chciała potem słuchać tej cuchnącej tanimi perfumami Borgouis, która zachowywała się tak jakby to ona była tutaj szefową. Niedoczekiwanie jej, do kurwy Merlina. Już prędzej szefem powinien zostać jej ojciec - wzrok Caroline instynktownie zwrócił się w stronę korytarza, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do jego pustego gabinetu. Przez zbyt długo trwające odpłynięcie myślami, trzymała pióro tylko w jednym miejscu i zrobiła kleksa.
- Szlag - rzuciła bardzo cicho pod nosem, nie zwracając uwagi na resztę stażystów znajdujących się w pomieszczeniu. Wyciągnęła pospiesznie różdżkę i pozbyła się błędu w kilka sekund. Nauczyła się tego zaklęcia użytkowego w ostatnim roku, stwierdzając że dzięki temu, że skróci sobie wykłady przełożonej, łatwiej będzie znosić tę monotonię w jebanej pracy. Niekiedy jednak trudno było jej zaciskać zęby, nawet jeśli przez jakieś półtora roku zdążyła się wpasować w ten rytm trybików bezmózgich zombie. W domu nie było lepiej, ale oczekiwała że przynajmniej tutaj będzie otrzymywać bardziej adekwatne zadania a nie odwalać najnudniejszą robotę z resztą tych beznadziejnych przypadków z którymi ją zebrali. Była przecież więcej warta i zasługiwała na więcej niż wręczanie pieprzonej sterty papierów, której nie można było zaczarować by sama znajdywała adresatów.
Oczywiście, że była warta więcej.
Kiedy tylko skończyła nikomu niepotrzebne raporty - stawiała na to, że Bartemiusz Crouch podcierał sobie nimi tyłek - zjawiła się francuska wywłoka.
- Panno Rockers, po wręczeniu dokumentów naszym pracownikom, proszę zająć się alfabetycznym układaniem analiz odnoszących się do najnowszych zmian wprowadzonych w niemieckim prawie.
- Oczywiście, pani Borgouis - zaczęła się zastanawiać czy któraś z analiz nie mogłaby zawierać upiorogacka. Tak w ramach kurwa prezentu walentynkowego dla przełożonej.
Na pewno nie skończy tego przed siedemnastą.
[zakończenie wątku]
24.01.1980 r.
Jej biurko wcale nie było większe od reszty biurek w tej zatęchłej dziurze, to znaczy w miejscu, które spełniało wszystkie wymagane standardy, a nawet posiadało zaczarowane urządzenia, co jakiś czas tworzące ciepłe podmuchy zwiększające temperaturę w całym pomieszczeniu. W końcu trwała zima, a o pracowników należało dbać. Bezwiednie patrzyła w okno, zapisując od niechcenia daty przy poszczególnych spotkaniach, wizytach zagranicznych czarodziejów, dodając specjalne oznaczenia świadczące o istotności poszczególnych spotkań. Przy tej czynności zerkała, co jakiś czas, obojętnie na pergamin, który pokrywał się jej drobnym pismem, by upewniać się, że robi to prawidłowo. Nie chciała potem słuchać tej cuchnącej tanimi perfumami Borgouis, która zachowywała się tak jakby to ona była tutaj szefową. Niedoczekiwanie jej, do kurwy Merlina. Już prędzej szefem powinien zostać jej ojciec - wzrok Caroline instynktownie zwrócił się w stronę korytarza, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do jego pustego gabinetu. Przez zbyt długo trwające odpłynięcie myślami, trzymała pióro tylko w jednym miejscu i zrobiła kleksa.
- Szlag - rzuciła bardzo cicho pod nosem, nie zwracając uwagi na resztę stażystów znajdujących się w pomieszczeniu. Wyciągnęła pospiesznie różdżkę i pozbyła się błędu w kilka sekund. Nauczyła się tego zaklęcia użytkowego w ostatnim roku, stwierdzając że dzięki temu, że skróci sobie wykłady przełożonej, łatwiej będzie znosić tę monotonię w jebanej pracy. Niekiedy jednak trudno było jej zaciskać zęby, nawet jeśli przez jakieś półtora roku zdążyła się wpasować w ten rytm trybików bezmózgich zombie. W domu nie było lepiej, ale oczekiwała że przynajmniej tutaj będzie otrzymywać bardziej adekwatne zadania a nie odwalać najnudniejszą robotę z resztą tych beznadziejnych przypadków z którymi ją zebrali. Była przecież więcej warta i zasługiwała na więcej niż wręczanie pieprzonej sterty papierów, której nie można było zaczarować by sama znajdywała adresatów.
Oczywiście, że była warta więcej.
Kiedy tylko skończyła nikomu niepotrzebne raporty - stawiała na to, że Bartemiusz Crouch podcierał sobie nimi tyłek - zjawiła się francuska wywłoka.
- Panno Rockers, po wręczeniu dokumentów naszym pracownikom, proszę zająć się alfabetycznym układaniem analiz odnoszących się do najnowszych zmian wprowadzonych w niemieckim prawie.
- Oczywiście, pani Borgouis - zaczęła się zastanawiać czy któraś z analiz nie mogłaby zawierać upiorogacka. Tak w ramach kurwa prezentu walentynkowego dla przełożonej.
Na pewno nie skończy tego przed siedemnastą.
[zakończenie wątku]