07-21-2019, 21:45
13.01.1980
Gwar i ruch, niesamowity chaos, jaki panował o tej porze w radiu wprawiał Lukrecję w kontrolowaną i skrywaną irytację. Ludzie biegali, z sali do sali, wszędzie latały świstki papieru, wycinki z gazet, ciągnące się z redaktorami odsłuchy, wyrwane z kontekstu zdania, wycięte z wcześniej przygotowanej audycji pytania, kroki, więcej kroku, nie można przejść, lewitujące kawy, bo nikt tu nie funkcjonuje bez kopa z zewnątrz, wszyscy w Vox są na chodzie dwadzieścia cztery godziny na dobę. I nawet gdy odejmują sobie te cztery na sen gotowi w każdej chwili wstać i zabrać się do roboty.
Vox do zmierzchu był intensywny w zupełnie nie taki sposób, w jaki lubiła Lakritz. Męczył ją. Doprowadzał do szału. Wbijała paznokcie w wewnętrzną część dłoni i sapała pod nosem, mrużąc oczy na sekundę, by przejść przez tłum. Lukrecja kochała radio, ale nie bez powodu prowadziła głównie nocne audycje, kiedy słuchalność jest najniższa, a co za tym idzie, obecność pracowników w radiu również.
Weszła do archiwum, z zamiarem wygrzebania jakiegoś starego wywiadu z Joem "Dziura w głowie" Barleyem, gwiazdą szkockiej sceny muzycznej z lat czterdziestych, kiedy nim się drzwi zamknęły za klamkę złapał Dave z redakcji sportowej radia Vox.
- Serwus Lucy. - Lucy już wiedziała co się kroi, ale poczeka, nie odmówi, chociaż by chciała, ale za dużo sobie tutaj wzajemnie przysług musieli wszyscy wyświadczać, żeby jakoś funkcjonować. Ruszyła wzdłuż regałów, stukając w nie kolejno, z zamiarem znalezienia tego jednego wywiadu, ale póki co żadna z pozycji nie rozbłysnęła delikatną, błękitną poświatą.
- Słuchaj, zastąp mnie dzisiaj co? Na odsłuchu sportowym, to tylko pięć minut....
- A potem godzina dyskusji o ostatnim meczu Srok z Montrose. - Weszła mu w słowo, doskonale wiedząc, że na wiadomościach się nie skończy, bo Dave po nich ma przecież pełną audycję.
Dave spojrzał na nią z oczami kotka, chociaż efekt tej błagalnej mordy był średni, biorąc pod uwagę, jak widać po nim było, że ciężko radzi sobie z urokiem wili.
- Proszę cię, dzieciaka mam w szpitalu. - Ręce splótł teatralnie, a Lukrecja ręką machnęła.
- Możesz mieć nawet srakę, idź już, wisisz mi dwie przysługi, potężne. - I tym sposobem miała zostać po godzinach, zostawiając przygotowanie wywiadu na najbliższy czwartek na jutro i udając się z jeszcze bardziej naburmuszoną miną do newsroomu, żeby przygotować sobie serię podpowiedzi, prześledzić w przyspieszonym tempie ostatni mecz i przygotować się na dyskusję na temat, który miała tak głęboko w czterech literach, że aby do niego dotrzeć ktoś musiałby jej zrobić kolonoskopię.
Przywołała poranne i popołudniowe wydania gazet z poprzedniego dnia, wysłuchała dokładnie co miał do powiedzenia rudzielec, który sportowe dyskusje o godzinie osiemnastej prowadził zwykle z Davem, z kanału czwartego MagiTV zamówiła szpulę z nagraniem najważniejszych akcji, którą umieściła w rzutniku i odtworzyła na jednej ze ścian, robiąc notatki ze ściągniętymi w skupieniu brwiami. Notowała słowa i akcje-klucze, notowała nazwiska, chociaż z nimi nie miała problemu, próbując, poza samym zapamiętaniem i wciągnięciem się w przebieg meczu, skrystalizować sobie na ten temat jakąś opinię. W końcu tego wymagała od niej dyskusja Dave'a.
A Lukrecja, siłą rzeczy, nie należała do osób, które mocno się sportem interesowały, postanowiła iść więc w komentowanie techniki zagrywek i finezji poszczególnych zawodników, sprowadzając w audycję sportową tchnienie poezji. Już raz zastępowała gospodarza audycji i wyszło nie najgorzej dla słuchaczy, chociaż z traumą dla Lukrecji.
[koniec]