04-18-2020, 00:33
- Nie wierzę, że w ogóle rozmawiam z kimś tak żałosnym jak ty! - warknęła, marszcząc swój mały nos. Przebywanie z kimś tak głupim szkodziło najwyraźniej i jej. Głupota niczym choroba zakaźna przemykała między ludźmi. Wystarczyło mieć styczność, choćby przelotną z nosicielem by doświadczyć pierwszych objawów. Rowan był jednak nie tylko nim, był siedliskiem wszelkiego filisterstwa. A ona, bez żadnego przemyślenia, zmniejszyła między nimi dystans, naraziła swoje szare komórki. Gdy to zrozumiała, wstrzymała się z ripostą na te słowa. Słowa pozbawione jakiejkolwiek wartości.
Zupełnie jak usta, które je wypowiadały.
- Niżej niż ty nie da się upaść - podsumowała go wreszcie, czując przepływające przez nią iskry, które były jak niewerbalne zaklęcia. Czekające tylko na to by uderzyć, sponiewierać, zabrać oddech. Przypomniały jej się eliminacje, moment uderzenia w tłuczka. Rowan był taki sam. Jak tłuczek. Uciążliwa piłka, która wracała raz za razem, nie mając dość. Nie powinna marnować na niego swojego czasu, ta rozmowa przecież i tak zmierzała donikąd.
Był zaledwie biednym, przeciętnym dzieciakiem, który oprócz nazwiska nie miał nic. I licznych braci. Nic z tego nie wynikało. Natrafił się, sprowokował, wyciągnął resztę adrenaliny, wściekłości, pozostałości po locie. Dał możliwość pozbycia się frustracji, rozładowania napięcia nastoletniego ciała, które nigdzie indziej nie widziało ujścia. Był pierwszą rzeczą w którą mogła uderzyć. Jego ślinę z obrzydzeniem wytarła w rękaw sportowej szaty, potem czystszą częścią uporczywie tarła ten zanieczyszczony fragment skóry, aż go podrażniła. Jasna czerwień zabarwiła alabastrową twarz.
Okrzyk rozpoczynał hymn jej satysfakcji. Sama nie sądziła, że tak dobrze się poczuje z tym, co zrobiła. Miała nad czymś kontrolę. Aż ją z tego wszystkiego ścisnęło gdzieś tam w środku. Powinna to wyrzucić z głowy? Powinna czuć się winna? Dostać ataku paniki? Otrzymać serię zmartwień?
Jego słowa i ból całej głowy skutecznie ją od tego odwiodły. Niczego nie zrozumiał. Sam nie zamierzał przepraszać, zginać kark. Było tak jak te 2 lata temu, może nawet gorzej.
- Cu ty... mozes zrobyc - złapała głębszy oddech i brudnymi dłońmi dotknęła swojej obolałej twarzy. Pierwsze krople deszczu spadły. Kiedy kamień uderzył w jej nogę, przekręciła głowę w jego stronę. - Spadjaj, eunuhiu.
Eliminacje musiały dobiec końca, bo nadciągał duży szmer od strony boiska. Bardzo szybko ich dwójka została znaleziona przez jednego z prefektów, który od razu zawołał przechodzącą niedaleko profesor McGonagall.
- Coś takiego! Rockers, Greyback, co to ma znaczyć? Bójka w szkole?! - ostre spojrzenie przeniosło się z dziewczyny, której krew leciała z ust na chłopaka, trzymającego się za krocze. Gdzieś za plecami nauczycielki rozległ się rechot kilku Gryfonów, Ślizgonów, a nawet Puchonów, którzy pokazywali sobie Rowana palcami i komentowali.
- Wracajcie do Pokojów Wspólnych - kobieta zwróciła się do grupek. - Howell, ty też możesz wracać do swoich zajęć.
Wyciągnęła różdżkę i wyczarowała niewidzialne nosze dla Rowana oraz Caroline.
- Idziemy prosto do Skrzydła Szpitalnego. Tam sobie porozmawiamy na temat wszego zachowania - zadbała też o to, by wszystkie przedmioty należące do dwójki nastolatków poleciały za nimi. Caroline nie miała siły myśleć, więc po prostu przymknęła powieki, czując się nagle okropnie zmęczona. Wszystko teraz było dla niej obojętne. Miała tylko nadzieję, że ten upośledzony ghul nie będzie strzępił języka podczas drogi do szkolnej pielęgniarki.
z/t dla Rockers i Rowana
Zupełnie jak usta, które je wypowiadały.
- Niżej niż ty nie da się upaść - podsumowała go wreszcie, czując przepływające przez nią iskry, które były jak niewerbalne zaklęcia. Czekające tylko na to by uderzyć, sponiewierać, zabrać oddech. Przypomniały jej się eliminacje, moment uderzenia w tłuczka. Rowan był taki sam. Jak tłuczek. Uciążliwa piłka, która wracała raz za razem, nie mając dość. Nie powinna marnować na niego swojego czasu, ta rozmowa przecież i tak zmierzała donikąd.
Był zaledwie biednym, przeciętnym dzieciakiem, który oprócz nazwiska nie miał nic. I licznych braci. Nic z tego nie wynikało. Natrafił się, sprowokował, wyciągnął resztę adrenaliny, wściekłości, pozostałości po locie. Dał możliwość pozbycia się frustracji, rozładowania napięcia nastoletniego ciała, które nigdzie indziej nie widziało ujścia. Był pierwszą rzeczą w którą mogła uderzyć. Jego ślinę z obrzydzeniem wytarła w rękaw sportowej szaty, potem czystszą częścią uporczywie tarła ten zanieczyszczony fragment skóry, aż go podrażniła. Jasna czerwień zabarwiła alabastrową twarz.
Okrzyk rozpoczynał hymn jej satysfakcji. Sama nie sądziła, że tak dobrze się poczuje z tym, co zrobiła. Miała nad czymś kontrolę. Aż ją z tego wszystkiego ścisnęło gdzieś tam w środku. Powinna to wyrzucić z głowy? Powinna czuć się winna? Dostać ataku paniki? Otrzymać serię zmartwień?
Jego słowa i ból całej głowy skutecznie ją od tego odwiodły. Niczego nie zrozumiał. Sam nie zamierzał przepraszać, zginać kark. Było tak jak te 2 lata temu, może nawet gorzej.
- Cu ty... mozes zrobyc - złapała głębszy oddech i brudnymi dłońmi dotknęła swojej obolałej twarzy. Pierwsze krople deszczu spadły. Kiedy kamień uderzył w jej nogę, przekręciła głowę w jego stronę. - Spadjaj, eunuhiu.
Eliminacje musiały dobiec końca, bo nadciągał duży szmer od strony boiska. Bardzo szybko ich dwójka została znaleziona przez jednego z prefektów, który od razu zawołał przechodzącą niedaleko profesor McGonagall.
- Coś takiego! Rockers, Greyback, co to ma znaczyć? Bójka w szkole?! - ostre spojrzenie przeniosło się z dziewczyny, której krew leciała z ust na chłopaka, trzymającego się za krocze. Gdzieś za plecami nauczycielki rozległ się rechot kilku Gryfonów, Ślizgonów, a nawet Puchonów, którzy pokazywali sobie Rowana palcami i komentowali.
- Wracajcie do Pokojów Wspólnych - kobieta zwróciła się do grupek. - Howell, ty też możesz wracać do swoich zajęć.
Wyciągnęła różdżkę i wyczarowała niewidzialne nosze dla Rowana oraz Caroline.
- Idziemy prosto do Skrzydła Szpitalnego. Tam sobie porozmawiamy na temat wszego zachowania - zadbała też o to, by wszystkie przedmioty należące do dwójki nastolatków poleciały za nimi. Caroline nie miała siły myśleć, więc po prostu przymknęła powieki, czując się nagle okropnie zmęczona. Wszystko teraz było dla niej obojętne. Miała tylko nadzieję, że ten upośledzony ghul nie będzie strzępił języka podczas drogi do szkolnej pielęgniarki.
z/t dla Rockers i Rowana