Magic Lullaby
Plac z fontanną - Wersja do druku

+- Magic Lullaby (http://magiclullaby.pisz.pl)
+-- Dział:
Londyn
(http://magiclullaby.pisz.pl/forumdisplay.php?fid=11)
+--- Dział: Magiczny Londyn (http://magiclullaby.pisz.pl/forumdisplay.php?fid=15)
+---- Dział: Ulica Pokątna (http://magiclullaby.pisz.pl/forumdisplay.php?fid=38)
+---- Wątek: Plac z fontanną (/showthread.php?tid=1500)

Strony: 1 2 3 4


Plac z fontanną - Magic Lullaby - 05-13-2020

[Obrazek: We2morl.jpg]

plac z fontanną



Po skręceniu w jedną z uliczek Pokątnej, wąska dróżka poprowadzi podróżnika prosto w stronę niewielkiego placu, po którego środku znajduje się wyrzeźbiona w kamieniu fontanna w której, po nachyleniu się można dostrzec kilka knutów, jakie zostały wrzucone zapewne przez przyjezdnych czarodziejów na szczęście. Na całym placu rosną różnego rodzaju rośliny oraz kwiaty, a wokół znajdują się istne sznury żywopłotów. Przy fontannie oraz w jej okolicach znajdują się również kamienne ławeczki, na których można przysiąść.



RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 05-13-2020

17 maj 1980 godzina 19:00

Zbliżała się noc, a ostatnie promienie słońca, które i tak były co jakiś czas skrywane przez ciemne i gęste chmury zbliżało się ku zachodowi. Bellatrix narzucając na ramiona czarny ciężki płaszcz zatrzymała się przez chwilę na korytarzu ich ponurej, ale niezwykle okazałej kamienicy. Omiotła ciemnobłękitnymi tęczówkami niektóre obrazy, które przedstawiały jej przodków. Większość z nich wydawała się spać, a ci którzy nie spali byli dostatecznie zajęci swoimi rzeczami, aby nie zwracać uwagi na młodą Bellatrix. Nie przeszkadzało jej to. Ruszyła więc dalej przed siebie odpychając przy okazji domowego skrzata, który nieszczęśliwie znalazł się z nią na korytarzu.
-Zejdź mi z drogi- Warknęła. Skrzat jedynie odbił się swoim łbem o drewniane ściany domu, a kiedy pierwszy szok minął skłonił się nisko szorując przy tym swoimi długimi uszami po podłodze. Coś tam mruczał o tym, że przeprasza, ale kobieta nie była już tym zupełnie zainteresowana, gdyż już zdążyła skręcić do jednego z pokoi w których stał masywny i elegancki kominek, z gzymsie którego można było dostrzec wykuty herb rodu Blacków. Przy kominku stało niewielkie pudełeczko w którym znajdował się szary proszek. Mugole najpewniej wzięliby go za bezużyteczny popiół. Ona, jednak wiedziała, że nie był to popiół. Wzięła w garść trochę proszku i weszła do kominka schylając przy tym lekko głowę, aby nie uderzyć się.
-Do dziurawego kotła- Powiedziała głośno i wyraźnie, po czym rzuciła pod swoje stopy proszek a jęzory zielonego ognia buchnęły w kominku, a ona sama czuła jakby obracała się dookoła własnej osi. Czasami słyszała urywki jakiś rozmów, bądź momentami dostrzegała bardziej wyraźny kształt czyjegoś salonu. W końcu wirujący obraz zaczął się uspokajać, a ona dostrzegła już wyraźnie znajome wnętrze dziurawego kotła. Wzbudziła przez chwilę odrobinę zainteresowania ludzi, którzy przesiadywali tutaj, ale wszyscy w końcu wrócili do swoich zajęć. Kobieta wyszła z kominka i otrzepała z ramion resztki popiołu, doprowadziła włosy do względnego ładu i niedługo po tym trafiła na ulicę pokątną. Cel odwiedzin przez nią tego miejsca był dość prozaiczny. Miała zobaczyć się ze swoim kuzynem, którego niestety przez brak czasu nie widziała już dość długo. Na spotkanie wybrała dość odludne miejsce, gdyż był to plac z fontanną. Chciała mieć pewność, że nikt im nie przeszkodzi w rozmowie. Nie chciała pochylać się w stronę kuzyna, aby coś w jego stronę wyszeptać w momencie, gdyby byli w jakiejś kawiarni.
Panienka Black stanęła pośrodku placu i przez chwilę rozglądała się uważnie, aby upewnić się, że nikogo więcej tutaj nie ma. Była sama, i jedynie cichy szmer wody wpływający z fontanny za nią przerywał ciszę. Kobieta uniosła lekko głowę ku górze, a czarny kaptur zsunął się z jej głowy. Bladoniebieskie tęczówki wpatrywały się teraz w pochmurne niebo, z którego lada moment mógł spaść deszcz. Wpatrywała się zupełnie tak gdyby spodziewała się dostrzec tam coś niesamowitego, coś co mogłoby zupełnie odmienić jej życie. Dopiero po chwili się ocknęła z tego transu i wzięła głęboki wdech czując jak jeszcze zimne powietrze wypełnia jej płuca.
-Gdzie on jest...- Szepnęła sama do siebie po czym zaczęła kręcić się po placu wyraźnie zniecierpliwiona.


RE: Plac z fontanną - Evan Rosier - 05-13-2020

Zwlekł się z łóżka przed osiemnastą, mniej sparaliżowany przez kaca niż z samego rana, jednak nadal dotkliwe odczuwający efekt uboczny spożywanej wczoraj whisky. Obraz przed oczami zawirował, gdy tylko wykonał gwałtowny ruch, jaki była zmiana pozycji leżącej na siedzącą. Syknął pod konfrontacji stóp z zimnym podłożem, ale musiał w końcu wziąć się w garść. Zacisnął place na szklance z zimną wodą i wlał sobie jej zawartość do gardła, łapczywie przełykając.
W pierwszej kolejności powinien zapewne napisać listy - jeden do Rebecci, drugi do Adory z przeprosinami, ale nie miał do tego głowy. Skoncentrował się na pokonaniu dystansu, który dzielił go od łazienki. Jak dobrze, że przynajmniej wylądował z powrotem w swoim ciasnym mieszkaniu, gdzie odległość między jednym a drugim pomieszczeniu nie była aż tak tragiczna, jak w przypadku rozległej rezydencji Rosierów. Ledwie trzymał się na nogach. Wchodząc pod prysznic, nawet nie pomyślał o tym, by wyjąć z szafki świeży komplet ubrań. Dopiero pod kotarą chłodnej wody przyszło otrzeźwienie i przebudzenie z zamroczenia. Szare komórki w końcu dały w końcu świadectwo swojej bytności. Tyle dobrze, że przynajmniej nie obudził się we własnych wymiocinach. Nadal odbijało mu się kuchnią francuską. Paskudztwo...
Po doprowadzeniu się do porządku, przyszedł czas na zdecydowanie przyjemniejszy punkt programu w postaci kokainy, która mniej więcej postawiła go na nogi, a już na pewno nie wywołała odruchów wymiotnych, mimo iż nadal czuł ból w okolicy żołądka. Objął spojrzeniem mały metraż, jaki stanowił salon połączony z sypialnią. Bałagan, ale to nie on przykuł jego uwagę, a list na komodzie. Poszedł nań, by zapoznać się z jego treścią i aż westchnął z wrażenia.
No tak. Umówił się dzisiaj na pasjonujący spacer z Bellatrix. Że akurat pośród tylu rzeczy, zapomniał właśnie o spotkaniu z kuzynką. W geście roztargnienia przejechał dłonią po nadal wilgotnych włosach, ale zaraz się zreflektował. Sięgnął po różdżką, wysuszył się pożądanej i ubrał w przyzwoicie prezentujące się szaty, tradycyjnie utrzymane w ciemnych barwach. Spojrzał na zegar. Był spóźniony.
Wyszedł z kamienicy, wprost na niemal opustoszałą ulicę miasta; chłód wieczoru uderzył go w twarz, ale był bardziej ocucający niż zaduch unoszący się w mieszkaniu. Przeszedł na drugą stronę i ruszył w kierunku parku, po drodze teleportując się pod Dziurawy Kocioł, a potem kawałek dalej - na plac przy fontannie.
- Urokliwe miejsce, Bellatrix - rzucił w ramach powitania, podchodząc do kobiety. Nawet nie zmuszał się do wykrzywienia ust w jakimkolwiek uprzejmym grymasie, który byłby być czymś na kształt „miło cię widzieć”. Nie miał nastroju do jakiekolwiek uprzejmości. – Wybacz za spóźnienie. Ciężki poranek - mruknął w celu usprawiedliwienia swojego spóźnienia. Nie chciał igrać z ogniem, a zdecydowanie panna Black potrafiła wcielić się w rolę najprawdziwszej pożogi, gdy tylko ktoś nacisnął jej na odcisk czy dał ku temu odpowiedni pretekst. Rosier nie czuł się na sile, by cokolwiek jej dzisiaj udowadniać. Najchętniej przełożyłby ich spotkanie, ale jak miał to zrobić, gdy przypomniał sobie o nim w ostatniej chwili?


RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 05-28-2020

Zniecierpliwienie Bellatrix znalazło w końcu swój koniec, bo kiedy tylko usłyszała czyjeś kroki odbijające się kamienny bruk złość momentalnie zaczęła w niej maleć. Pojawiało się natomiast zupełnie inne uczucie...niepokój? chyba tak to ludzie nazywali. Uczucie, które zmusiło kobietę do tego, aby swoją szczupłą, jasną dłonią sięgnąć w stronę swojej różdżki i zacisnąć na jej rączce swoje palce. Była już gotowa do ewentualnego ataku napastnika, którego zmiotła by z powierzchni ziemi. Na szczęście tak drastyczne działanie nie było wcale potrzebne. Wystarczyła pierwsza sylaba wypowiedziana przez mężczyznę, aby Bellatrix puściła swoją różdżkę, która ponownie spoczęła pod jej czarnym i ciężkim płaszczem.
-Punktualność jest podobno cechą szlachetną- Odpowiedziała a jej głos wydał się być już mocno znudzony, oraz zniecierpliwiony. Dopiero po chwili odwrócił się twarzą w stronę kuzyna, i chociaż kaptur rzucał cień na jej twarz to nie można było nie dostrzec ciemnoniebieskich tęczówek, które wpatrywały się teraz prosto w mężczyznę, a spod kaptura spływało kilka ciemnych kosmyków kręconych włosów.
-Co więc było tak ważnego, iż postanowiłeś wyrzec się tej cechy?- Zsunęła powoli kaptur z głowy i teraz Rosier mógł podziwiać jej bladą twarz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi jarzmowymi w pełnej okazałości. Przez chwilę nawet mogłoby się wydawać, że na jej ustach pojawił się delikatny, chociaż i tak kpiący uśmiech, ale nawet to nie złagodziło jej rysów twarzy, które niezmiennie pozostawały ostre budząc przy tym dziwny niepokój.
-Czy czystość krwi, aż tak dała ci prawo do poczucia, że wolno ci wszystko?- Bellatrix chociaż była zwolenniczką czystości krwi to, jednocześnie uważała, iż na nic ona się zda jeżeli czarodziej nie będzie w stanie sobą reprezentować żadnej szlachetności. A bądź co bądź nazwisko Rosier tak samo jak nazwisko Black do czegoś zobowiązywały i Bella o tym doskonale wiedziała, bo jej ojczulek robił wszystko, aby tylko o tym nie zapominała. Nawet jedna z tych lekcji nadal była widoczna na jej prawej dłoni. Kobieta skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej i chociaż z początku mogłoby się wydawać, że oczekiwała na odpowiedź, to nim ten zdążył chociaż otworzyć usta ona dalej kontynuowała.
-Kto by pomyślał, że tyle lat minęło, a ja nadal będę tą która ciebie moralizuje- Dopiero teraz ton jej głosu zelżał, a na usta znowu zawitał lekki uśmiech, któremu w końcu udało się rozjaśnić jej twarz. Podeszła odrobinę bliżej do kuzyna i skinęła w jego stronę delikatnie głową. Nie lubiła zbyt bliskich kontaktów z drugim człowiekiem, i tak było już od momentu jej dzieciństwa. Zawsze wzbraniała się przed podawaniem ręki, czy objęciami...chyba, że to ona zainicjowała, ale takie chwila zdarzały się raczej dość rzadko.
-Nie odwiedzasz nas ostatnio kuzynie, więc postanowiłam ci przypomnieć o rodzinie- Nie pamiętała, kiedy ostatnio Evan zawitał w progi ich domu. A Bellatrix chociaż nie wyglądała na taką, to ceniła swoją rodzinę i w pewien sposób...dziwny i szalony sposób o nią dbała.


RE: Plac z fontanną - Evan Rosier - 06-02-2020

Przewrócił oczami. Nie spodziewał się, że z ust kuzynki popłynie taki wartki potok wyrzutów, ale przecież nigdy nie grzeszyła ani pobłażliwością, ani cierpliwością. Ta pierwsza cecha przypadła w genach Andromedzie, druga - jak mniemał - Narcyzie. Chociaż akurat jeżeli chodzi o blond włosom kuzynkę, Rosier zdecydowanie większą uwagę skupiał na jej walorach wizualnych i fizycznych, niż intelektualnych. W jego opinii była najładniejszą z trzech sióstr Black, czymś na wzór nieoszlifowanego diamentu i to na niej zawieszał zwykle dłuższe spojrzenie, gdy akurat przebywała z nim w jednym pomieszczeniu.
- Mówisz zupełnie jak moja matka - powiedział po kilku chwilach milczenia, chociaż uszy panny Black już nie raz były świadkami podobnych słów. Evan, wsłuchując się w jej moralizujące teksty, nigdy nie szczędził jej komplementów tego typu. – Czystość krwi nie ma nic wspólnego z moją dyspozycyjnością, kuzynko, a na moje spóźnienia składa się wiele czynników. Na pewno chcesz je poznać? Mam wrażenie, że ta opowieść cię tylko znuży.
Na ustach Rosiera zastygł cierpki uśmiech. Jeszcze nie wiedział, czemu kobieta złożyła mu propozycje spotkania. Był świadom jej przywiązania do rodziny i tradycji, ale wątpił w autentyczność jej ostatniej wypowiedzi. Mogła zasłaniać się tęsknotą w kontakcie ze swoimi siostrami, ale nie z nim takie numery.
- Mam napięty grafik. Wiesz, przygotowania do ślubu, sezon ligowy i praca dorywcza - wymienił, wysyłając jej wymowne spojrzenie. Obaj wiedzieli, że za terminem „praca dorywcza” kryła się ich wspólna przynależność do grona popleczników Czarnego Pana. Jednak w duchu zasady, że ściany mają uszy, nie miał zamiaru nazywać rzeczy po imieniu. Dyskrecja przede wszystkim. Poza tym w kontakcie z najstarszą kuzynką starannie dobierał słowa. Rozłoszczona była nieobliczalna. Nie miał dzisiaj energii, by walczyć z jej humorami i nagłym napływem szaleństwa. Efekty uboczne wczorajszego uspokojenia alkoholu nadal były obecne pod postacią bólu głowy i mniejszej niż zazwyczaj koncentracji. – Przecież to żadna tajemnica, że panny z domu Lestrange mają wybitny talent do zawracania człowiekowi głowy drobnostkami. Adora jest w tym nieustępliwa, depcze Fedorze po piętach. Ufam, że Rudolf nie jest aż tak małostkowy, jak kobiety z jego rodu. - Nie wiedzieć czemu, uznał, że rozmowa na ten może skłonić Bellatrix do zmiany tematu. Oby się nie mylił.


RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 06-08-2020

Czy Bella chciała usłyszeć historię, która sprawiła, iż jej drogi kuzyn się spóźnił wystawiając na próbę jej cierpliwość oraz nerwy. Kobieta przymrużyła lekko oczy, a usta zacisnęła w wąską linię.
-Może swoje przygody, które sprawiają, iż się spóźniasz pozostaw dla siebie. Nie chciałabym, aby doszło do pewnych...- Urwała tutaj na chwilę po czym zastukała kilka razy obcasem o posadzkę, a głuche echo odbiło się od ścian budynków, i przez chwilę brzęczało w ich uszach, aby ostatecznie zaniknąć pośród ciszy, która tylko chwilami była przerywana gasnącym gwarem na głównej ulicy.
-Ah tak...ślub...- Odrzekła...chociaż w jej głosie trudno było wychwycić chociaż minimalną ilość radości z faktu, iż jej kuzyn dał się usidlić, o ile to była jego decyzja a nie jego rodziny. Tak czy inaczej Bellatrix do ślubów podchodziła jak do obowiązku, który każdy musiał ostatecznie spełnić. Nawet ona wiedziała, że nie zdoła się bronić przed tym obowiązkiem. Ojciec bowiem coraz częściej wspominał o zaślubinach, o szukaniu dla niej odpowiedniego partnera, który pasował by do ich rodziny.
Wspomnienie o Rudolfie, kobieta puściła mimo uszu i nawet nie raczyła na nie odpowiedzieć. Bo w końcu ile tutaj można stać i tak gadać.
-Uprzejmości już wymieniliśmy- Głos kobiety stał się po raz kolejny znacznie chłodniejszy i jakby wyższy, a ona sama spuściła głowę chcąc opanować kolejny napływ wściekłości. Wyciągnęła powoli spod płaszcza zaciśniętą dłoń spod płaszcza w stronę kuzyna, a w tej dłoni znajdował się zwinięty pergamin.
-Zobacz jak się pewnie poczuli na pokątnej...no zobacz- Ponagliła go, a kiedy Evan rozwinął pergamin mógł znaleźć jakiś patriotyczny wierszyk nawołujący do walki przeciwko Czarnemu Panu oraz ośmieszający jego postać.
-Na kilku witrynach to wisiało, ścianach i innych miejscach...pokażmy tej szlamie gdzie jej miejsce- Ciało kobiety aż zadrżało nerwowo na samą myśl, iż będzie mogła po raz kolejny udowodnić potęgę Czarnego Pana jej mistrza i mentora. Przypomni tym nędznym czarodziejom, którzy zbyt pewnie się poczuli, co czego każdego kto spróbuje stanąć na drodze do celu jej mistrza.


RE: Plac z fontanną - Evan Rosier - 06-13-2020

Zdusił w sobie jakąkolwiek oznaką triumfu, gdy kobieta w końcu skapitulowała i przestała doszukiwać się w jego zachowaniu arogancji podyktowanej przez wysoki status społeczny, chociaż niewątpliwie kąciki ust lekko mu zadrżały. Nadal nie dostrzegał w tym żadnej analogii, co wprawiało go w stan specyficznego rozbawienia. Poza tym po zapoznawszy się z wyrazem jego twarzy, musiała przecież wyciągnąć samodzielne wnioski. Miał przekrwione białka i wory pod oczami. Zaciskał wargi w wąską linie za każdym razem, gdy z gardła rozmówczyni wydobywały się głośniejsze dźwięki. Jego stan fizyczny był w strzępach przez wypity wczorajszego wieczoru alkoholu. Chociaż dołożył wszelkich starań, by zatuszować swoją obecną kondycje, uroki przezeń użyte nie miały długotrwałego efektu. Nigdy nie był dobry w tego typu zaklęciach. W jego centrum zainteresowań znajdowały się głównie magiczne pojedynki, a więc ofensywna i defensywna.
Bez słowa przyjął pergamin od kuzynki, ignorując jej ponaglenia. Ekscytacje, która pojawiła się w jej głosie, przejął z chłodną obojętnością. Jego też od czasu do czasu ponosiły emocje, ale dzisiaj był z nich całkowicie wypruty i jednak starał się zachować równowagą pomiędzy jednym a drugim. Rozwinął kartkę i, słysząc jak papier szeleści pod naporem jego dotyku, zapoznał się z treścią, która tak poruszyła kobietę..
- Przede wszystkim mów pół tonu ciszej, bo zaraz wpędzisz nas w kłopoty - upomniał panną Black, upewniwszy się, że nadal byli sami, chociaż żaden z nich nie mógł mieć stu procentowej gwarancji. – Znasz tożsamość tej szlamy, Bello, czy strzelasz w ciemno? - spytał, nie dając po sobie poznać żadnych emocji. Tylko palce kurczowo zaciśnięte na zwoju mogły świadczyć o ich obecności. Wzrok lawirujący między kuzynką a pergaminem był taki sam, jak przed momentem, chociaż czaiły się w nim niebezpieczne, na razie trudne do zweryfikowania iskry.


RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 06-14-2020

Kiedy kuzyn upomniał ją o to, aby była ciszej zacisnęła jedynie usta w wąską linię i zmarszczyła brwi. Nie znosiła, kiedy ktoś ją upominał. Szczególnie w momencie, kiedy tą osoba był Evan...młody czarodziej, który na dodatek w ich kręgach nie znaczył jeszcze tak naprawdę dużo. To ona była najwierniejsza, to ona oddałaby wszystko, aby Czarny Pan osiągnął to czego pragnął. Więc czy powinna dać się uciszać jakiemuś dzieciakowi? Jej ciało drgnęło przez chwilę i mogło się wydawać, że chciała coś zrobić...może nawet coś głupiego, ale powstrzymała się wyrywając jedynie kuzynowi z łap kawałek pergaminu, który ponownie schowała.
-Tożsamość...- Odezwała się po chwili milczenia a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech - uśmiech w którym było coś niepokojącego, szaleńczego i nierównoważnego.
-Nie zmarnowałabym nawet chwili swojego czasu na kogoś takiego, ale to jedyne miejsce którego jeszcze nie okleił...- Odrzekła po czym nałożyła kaptur na głowę i przysunęła się bliżej fontanny wpatrując się w wypływającą wodę.
-Rozwiesza te świństwa pod osłoną nocy...jak tchórz- Nie musieli czekać długo, bo niemal jak na zawołanie wszedł niewysoki mężczyzna, który w swoich dłoniach trzymał plik kartek. I już szykował się do zawieszenia którejś z nich na ścianie, kiedy to Bellatrix bez chwili wahania czy jakiego kolwiek ostrzeżenia wyciągnęła spod płaszcza swoją różdżkę i machnęła nią w stronę nieszczęśnika.
-Locomotor Wibbly- Rzuciła zaklęcie, które pomknęło w stronę ofiary, to niestety w pewnym momencie zboczyło z trajektorii i uderzyło w pobliską ścianę budynku.
-TO ON...TO TEN SMAKR TROLLA!- Krzyknęła podekscytowana Bellatrix i zaśmiała się jedynie radośnie na samą myśl o tym wszystkim co za chwilę zrobią.

!rzut k100


RE: Plac z fontanną - Magic Lullaby - 06-14-2020

Rzucam kością k100.
[roll=1-100]


RE: Plac z fontanną - Evan Rosier - 06-14-2020

Nijak skomentował słowa, które padły z ust Bellatrix. Zbył jej obojętnym wzruszeniem ramion. Skoro tutaj przyszła i z takim oburzeniem połączonym z domieszką ekscytacji wręczyła mu pergamin z propagandową treścią, snując teorię na temat tożsamości autora owych, jednak musiało ją to poruszyć. Jego teoria potwierdziła się w momencie, kiedy sięgnęła po różdżkę i bez żadnych subtelności zaatakowała przechodnia. Ale nie było już odwrotu. Sam zacisnął dłoń na berberysie, wyczuwając pod palcami jego twardą strukturę, ale nie zdążył zareagować. Co wydarzyło się ułamek sekundy później przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Zachowanie kuzynki przepełniało Evana coraz większą irytacją, gdy echo jej okrzyku odbiło się od fasad budynków i zabrzęczało mu w uszach. Dlaczego nie potrafiła zachować dyskrecji? Nie wiedziała, że takie zachowanie może wzbudzić zainteresowanie mieszkańców Pokątnej? A może łudziła się, że miała jakiekolwiek szanse z uzbrojonymi w lepszy repertuar zaklęć służbami porządkowymi w postaci miglimancji czy nawet samych aurorów, choć tak prosty urok przezeń rzucony minął się z celem? Nie słyszała, że pojawienie się w Londynie demenotorów postawiło aurorów w stan gotowości? Naprawdę była tak lekkomyślna? Musiał jej tłumaczyć, że w zamkniętej, pustej przestrzeni otoczonej zewsząd budynkami głos niósł się dwa razy skuteczniej niż na zatłoczonej ulicy? Jakim cudem zaszła tak daleko w szeregach popleczników Czarnego Pana, skoro brak było jej tak elementarnej wiedzy? A teraz musiał posprzątać ten bałagan…
- Expelliarmus ! – Skutecznie rzucone zaklęcia poskutkowało wytrąceniem różdżki z rąk mężczyzny, który dopiero po nią sięgnął i nie zdążył wykonać ataku. – Avifors - Chmara czarnych, małych ptaków wydostała się z końca magicznego przedmiotu i pomknęła wprost na przeciwka. Kilkanaście dziobów bez cienia litości wbiły się w skórę napastnika, jednocześnie przysłaniając mu widoczność. Rosier jednak nie czekał, aż mężczyzna zaakcentuje swoje położenia okrzykiem. – Silencio! - Wykonał pełny ruch nadgarstkiem, uciszając delikwenta, chociaż korciło go, by tej samej sztuki użyć na hałaśliwej kuzynce. Może tak oduczyłby ją tak hucznej manifestacji radości, skoro wcześniejsze upomnienie na nic się nie zdało?
Nie czekając, aż panna Black wykona swój ruch, zbliżył się do człowieka, który próbował odgonić od siebie małe, uporczywe żyjątka, uprzednio upewniając się, że nadal miał na głowie kaptur. Butem nadepnął na plik kartek, który wypadł z rąk mężczyzny (niektóre z nich zostały porwane przez wiatr), chociaż nawet ku nim nie zerknął, by zapoznać się z ich treścią. Rzucił ukradkowe spojrzenie kuzynce, które mówiło: wyciągnij z niego informacje, byle szybko. Ale równie dobrze mogła go od razu zabić. Czas działał na ich nie korzyść. Źle to rozegrała.

!rzut 3k100


RE: Plac z fontanną - Magic Lullaby - 06-14-2020

Rzucam trzema kośćmi k100.
[roll=1-100]
[roll=1-100]
[roll=1-100]


RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 06-18-2020

Bella obserwowała z nie małą radością jak jej kuzyn doskonale radzi sobie z osobnikiem.
-Doskonale...świetnie- Szepnęła cicho a jej usta wygięły się w dość paskudnym uśmiechu. Uniosła po raz kolejny różdżkę zaciskając na jej rączce swoje długie, białe palce.
-Digove- Rzuciła po raz kolejny, ale zaklęcie znowu uderzyło jedynie obok głowy nieszczęśnika
-Ups...- Odparła głosikiem tak rozbawionym jak mała dziewczynka, która właśnie coś narozrabiała i starała się udać, że to nie ona. Najwyraźniej nawet nieudane zaklęcie napawało go strachem, gdyż otworzył szeroko usta chcąc wrzasnąć, może nawet poprosić o pomoc, ale z jego gardła niestety nie wydobył się absolutnie żaden dźwięk.
-Ojoj...- Powiedziała zaczynając podchodzić do ich ofiary.
-Szkoda by było gdybyś zdarł sobie struny głosowe i nie mógł potem opowiadać o swoich przygodach- Dodała zawijając przy tym na koniec swojej różdżki kawałek ciemnego loka, który wymknął się spod kaptura. Black w końcu stanęła naprzeciwko mężczyzny i wpatrywała się w jego przerażone spojrzenie i westchnęła ciężko.
-Taki ładny wieczór...wręcz idealny na zapoznanie się, szkoda tylko, że nie mamy zbyt wiele czasu- Dodała po czym schyliła się po kartki, które jej kuzyn przytrzymał nogą. Chwyciła jedną i przyjrzała się jej uważnie oceniając tym samym to czy natrafili na odpowiedniego mężczyznę. Chwyciła go mocno za szatę i pociągnęła zaraz za sobą. Aż dziw brał, że w tak z pozoru drobnej kobietce znajdowało się, aż tyle siły. Bellatrix zawsze miała krzepę, chociaż jej wątła budowa na to nie wskazywała. Nie raz i nie dwa musiała to udowadniać kuzynowi czy swoim siostrom.
-Na kolana szlamo!- Prawie krzyknęła i kopnęła mężczyznę w zgięcia kolan tak mocno, iż ten upadł przed zbiornikiem z wodą. Bella nie zwlekała długo i po prostu z całej siły schyliła jego tułów wkładając głowę w lodowatą wodę. Mężczyzna wierzgał się, próbował wyrywać, ale na nie wiele się to zdało. Dopiero po dłuższej chwili Bella uniosła jego głowę i przybliżyła się do jego ucha.
-Myślę, że zbyt mało szlamu z ciebie wypłukałam- Wydyszała po czym po raz kolejny zanurzyła go w wodzie. Proceder powtórzyła, jeszcze kilka razy szczerząc przy tym swoje zębiska.
-A teraz...- Zaczęła lekko drżącym od emocji głosem.
-Powtarzaj za mną- Zrobiła krótką pauzę na wdech
-Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać wielkim czarodziejem jest- Kobieta bawiła się najwyraźniej w najlepsze, a im bardzie mężczyzna drżał i próbował rzucać jej błagalne spojrzenia tym drżenie jej ciała z podniecenia stawało się znacznie większe.


!rzut k100


RE: Plac z fontanną - Magic Lullaby - 06-18-2020

Rzucam kością k100.
[roll=1-100]


RE: Plac z fontanną - Evan Rosier - 06-20-2020

Metody kuzynki wzbudzały w Rosierze wątpliwości. Jak chciała się dowiedzieć czegokolwiek od mężczyzny, znowu demonstrując mu swój nieudaność w rzucenia zaklęć? A przede wszystkim skąd wiedziała, że był szlamą? Może to jeden z tych zdradzieckich szumowin? Zdrajca krwi, bratający się z mieszańcami? Poza tym nadal robiła wokół siebie za dużo szumu. Jazgot, który sączył się z jej warg niczym jad, drażnił go na tyle, że sam zakleszczył dłoń na połach ubrań mężczyzny, czując bijący od nich smród alkoholu. Jakby był częstym bywalcem pobliskiego baru.
- No dalej. Powiedz nam, z kim współpracujesz? Ty jesteś autorem tych plakatów, a może ktoś inny kazał ci je porozwieszać? - spytał, wycofując wcześniejszy urok, który związał mężczyźnie usta, kiedy znalazł się pod hipnozą i strach wyparował z jego spojrzenia. Evan chciał poznać prawdę. Zdobyć informacje, a działanie Bellatix niezwykle utrudniały mu tą sztukę. Zaburzały ład i porządek, stopniowo skreślając jakiekolwiek szanse na dowiedzenie się czegokolwiek. - Mów, ale cicho. Nie lubię hałasu - dodał mniej cierpliwie, przyciskając różdżkę do drgającego pod skórą jabłka Adama mężczyzny.
- Ja... ja... nic nie wiem. Naprawdę nic nie wiem. Ja tylko... - wydukał.
- Kto? - ponowił pytanie. Mężczyzna jedynie pokręcił przecząco głową. - Może to rozwiąże ci język. Acusdolor.
Gardło mężczyzny spuchło. Rosier spogląda na swoje dzieło spod przymrużonych powiek, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Wiedział, że w takim stanie problemy z oddychaniem to tylko kwestia czasu.
- Dostałem anonimowy list. W środku były plakaty. Adresat obiecał, że zapłaci, kiedy rozwieszę je po Pokątnej. Z początku myślałem, że kłamał, ale... nie miałem nic do stracenia - wymamrotał. Ostatnie słowa z trudem przecisnęły przez jego usta, bo o to uświadomił sobie, że jednak miał. Życie. - Wie pan, jak to jest. Rodzina do wykarmienia, ja… - przystopował, dostrzegając złość w spojrzeniu Rosiera. Nie przysłuchiwał go po to, by wysłuchiwać historii jego życia. – … w każdym razie nie kłamał. Na drugi dzień przysłał list z forsą i nową porcje plakatów .
Rosier prychnął. Nie sądził, że uda mu się wyciągnąć z mężczyzny więcej informacji, skoro "zeznawał" pod hipnozą.
- To wszystko? - zapytał z rezygnacją. Mężczyzna pokiwał głową, a Evan w między czasie zastosował na nim kolejne zaklęcie - Petrificus Totalus, a potem jeszcze jedno - Obliviate, by wyczyścić mu pamięć. Pewnie zasługiwał na nauczkę, ale... - Jest twój - rzucił w kierunku kuzynki. - Byle szybko. Nie mamy dużo czasu.
Jeszcze przez chwile obserwował śmiałe poczynania kuzynki. Sam nie był w nastroju do maltretowania mężczyzny. Kac, kac i jeszcze raz kac. Przez wcześniejsze krzyki kuzynki ból głowy jeszcze bardziej się na silił. Zmierzył spojrzeniem jej sylwetkę.
- To tyle na dzisiaj - podsumował po chwili całokształt ich dzisiejszego spotkania. - Mam nadzieję, że nasze kolejne spotkanie przebiegnie w mniej nerwowej atmosferze - dodał i wraz z krótkim do zobaczenia, odszedł, omarzając już tylko o prysznicu i śnie. Jutro czekał go kolejny trening.

zt

!rzut 3k100
!rzut k6


RE: Plac z fontanną - Magic Lullaby - 06-20-2020

Rzucam trzema kośćmi k100.
[roll=1-100]
[roll=1-100]
[roll=1-100]


RE: Plac z fontanną - Magic Lullaby - 06-20-2020

Rzucam kością k6.
[roll=1-6]


RE: Plac z fontanną - Bellatrix Black - 07-20-2020

Kobieta nie ukrywała swojej dumy, kiedy kuzyn w tak profesjonalny sposób postanowił zająć się ich nowo poznanym przyjacielem. Kiedy tak się stało o dziwo nie wtrącała się ten jeden raz. Chociaż nie mogła odpuścić sobie tego, aby wskoczyć na brzeg fontanny i spacerować to w lewo to w prawo balansując sobie jak to miały w zwyczaju małe dzieci, które się bawiły.
-Chodzi śmierciożerca koło drogi,
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.
I na obiad szlamę zijada
- Nuciła sobie wesoło pod nosem, aby po chwili samej zarechotać ze stworzonego bądź co bądź głupiego wierszyka, ale na dźwięk jęknięcia mężczyzny uznała, że nie był chyba taki zły jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydać.
Evan uporał się z mężczyzną szybko, wyciągając z niego wszystkie potrzebne im informacje, które mogliby może w przyszłości jakoś wykorzystać. Kto to wie. Natomiast, kiedy go spetryfikował i wyczyścił pamięć mina kobiecie lekko zrzedła.
-Tak to nie zabawa...- Mruknęła zeskakując z brzegu fontanny i przeszła obok mężczyzny dość obojętnie. Nie widziała sensu, aby go dalej torturować, tym bardziej, że trup na ulicy pokątnej nie byłby niczym przydatnym. Wzbudziłoby to tylko zbędną panikę, a co za tym idzie trudniej byłoby się im poruszać.
-Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w innych okolicznościach- Odparła jedynie do kuzyna na odchodne i takim o to sposobem każde z nich rozeszło się w swoją stronę.

z/t


RE: Plac z fontanną - Peter Pettigrew - 07-28-2020

Nie miał pewności, w którym momencie jego wymarzona praca stała się głównym powodem do spożywania nadmiernych ilości alkoholu wieczorami. Jednocześnie sytuacji nie poprawiało milczenie Mary, która wzbudzała zdecydowanie zbyt wiele emocji w jego knypkowatym ciele. Nie ma nawet pojęcia, jak klasyfikować te wszystkie uczucia, które mu towarzyszą w związku z... koleżanką, przyjaciółką, ukoch... nie, nie, nie. Tak daleko jego myśli nie mogły zabrnąć. Choćby był gotowy oddać życie za jakąkolwiek istotę płci przeciwnej to nie mógł przecież przyznać się do tego przed sobą. Faktem jest, że nie był, a przynajmniej nie uznawał takiej ewentualności względem niej chociaż ewidentnie COŚ do niej ma, ale nazwanie TEGO pozostawiał sobie zawsze na kolejny dzień i kolejny... i następny. Miał przecież swoją pracę, wzbudzającą jeszcze więcej emocji i kłopotów, więc jakaś tam TA DZIEWCZYNA nie może wybijać jego myśli z odpowiednich torów.
W Proroku Codziennym pojawił się kłopot podczas spotkania na temat czytelnictwa ich gazety. Okazuje się, że nikt tam wyżej nie jest zadowolony z tego, że niewielka ilość kobiet między siedemnastym, a dwudziestympiątym rokiem życia sięga po ich czasopismo, kiedy Czarownica odnotowała w ciągu ostatnich trzech miesięcy prawie dwudziestprocentowy ich wzrost. W związku z tym, każdy szary pracownik (patrz: ludzie pokroju Pettigrew) otrzymał do zrealizowania specjalny temat. Tak, aby w każdym kolejnym numerze ukazywał się co najmniej jeden artykuł w stylu tych z Czarownicy. Osobiście nie mógł przeboleć tego pomysłu, bo dziennikarstwo uskuteczniane przez tamtycg redaktorów... powiedzmy, że nie wierzył w to, że jakakolwiek dziewczyna jest aż tak zepsuta emocjonalnie i intelektualnie, aby zaczytywać się w tym, ale próbował przekonać samego siebie, że niektórzy nie mieli szansy wychowywać się w rodzinach, gdzie takie rozprawy byłyby ukarane. Na tablicy pojawiły się więc zagadnienia, które następnie losowali.
"Porady na zdrady - zostawienie męża jako ostateczność"
Merlinie błagam nie karaj mnie tak - Przełknął ślinę niesamowicie nerwowo, bo jeśli coś złego znajdywało się na tej tablicy to to był numer jeden jego osbistych koszmarów. Żeby było bardziej dramatycznie temat ten wylosowała rozwódka. Los gra w kości, czy mści się na nich - rozważałby tę kwestię bardziej uważnie, ale niestety na tablicy czekało jeszcze kilka potworków. Najgorzej, że tak naprawdę nic nie zapowiadało się jak coś, co mógłby zrobić bez zbędnego wstydu, ale nie miał wyboru. Tak to działa, kiedy jest się miotełką przełożonych.
"Pragnienia czarodziejek - najskrytsze marzenia kobiet"
Nie wiem nawet czego ja chcę, a mam pytać o to...
- Pettigrew!
I tak właśnie zapadł wyrok. Wychodząc z ich siedziby miał ochotę napisać do Mary, że teraz to naprawdę jej potrzebuje, bo jest jedyną kobietą, którą zna i nie wyśmieje go kiedy spróbuje dowiedzieć się czegokolwiek. Albo wyśmieje, ale i tak odpowie. Tyle, że wysłał do niej w ostatnim czasie już trzy sowy, więc kolejna byłaby kompletnym płaszczeniem się. Nie mógł więc próbować w ten sposób - pozostawał więc wywiad w plenerze z prośbą do świata, aby nigdy więcej danej osoby nie spotkał. Bo sam przecież co takiego wymyśli, niewiedząc, jak opisać własne oczekiwania względem życia (oprócz tej jednej nęcącej myśli, aby jednak zmienić pracę). Z bezradności przysiadł na fontannie i zaczął rozglądać się w okolicy. Jakieś dziecko ciągnęło matkę za nogę, inna nadchodziła z oddali, a już całkiem blisko niego facet próbował namówić jakąś małolatę na skorzystanie z usług jasnowidza.
To teraz kogo wybrać - matkę, jakąś nadchodzącą kobietę, czy nastolatkę...


RE: Plac z fontanną - Reine Delaunay - 08-20-2020

03.07.1980 r.

Kroczy dumnie, powoli, kroki są stawiane w sposób przemyślany i tak by nie doprowadzić do upadku. Najważniejsza w chodzeniu butach na obcasie jest postawa, umiejętność trzymania równowagi. Przypomina to taniec i też z tańcem, dla Reine, ma wiele wspólnego. Sukienka jest delikatna, o barwie bladoniebieskiej, jedna z tych, które jej zostały po Włoszech, ale i tak większość zostawiła tam. Pośpiech nie jest niczym dobrym, a choć zaklęcie powiększające i pomniejszające są tutaj niebywałym sprzymierzeńcem, nie można przeciągać struny, gdy w grę wkracza bezpieczeństwo i wyrwanie się z pułapki w której umieścił ją przecież On. Mężczyźni przyciągali kłopoty, tym bardziej ci nietypowi, magnetyczni.
Mija kolejne krzewy, palcami delikatnie muska listki, tak delikatnie, tak łaknące dotyku, stałej opieki. Słyszy synchronizowany śpiew ptaków, kiedy jej uniesione włosy niczym obłoczki skaczą do niego przy odsłoniętych ramionach. Czuje na sobie spojrzenia dłuższe i krótsze, zupełnie jakby czas się dla niej zatrzymał, jakby nadal była tamtą kobietą, dziewczyną, dziewczynką. Cofa się, uśmiecha krótko do tych myśli, mruga skromnie, pochylając się nad begonią królewską. Uspokaja ją dotykiem, weryfikuje kondycję, która choć znośna, nie do końca satysfakcjonuje Reine. Brakuje jej wody myśli sobie.
- Aquamenti - różdżką podlewa ją przy pomocy cicho wymówionego zaklęcia, a kiedy już stwierdza, że to wystarczy, prostuje się i sprawdza czy na materiale nie pojawiła się żadna nowa plamka. Idzie dalej w tych swoich jasnych pantofelkach, nie zbrukanych żadnym brudem. Kierując się do jednej z kamiennych ławek przy fontannie, mija młodzieńca, któremu krótko się przygląda. Widząc, że się patrzy, posyła mu uprzejmy wyraz twarzy, ale nie przerywa zaczętej czynności i w końcu siada tam, gdzie chce, wzrok skupiając na fontannie. Dama patrzy na kogoś tyle by było w sam raz. Nigdy nie przerywa spojrzenia ani za szybko ani za wolno.


RE: Plac z fontanną - Peter Pettigrew - 08-27-2020

Jako osoba pracująca dla czasopisma, z nieznanego mu powodu uchodzącego za wartościowe na tle konkurencji, powinien mieć obycie z przeprowadzaniem wywiadów, odkrywaniem niesamowitych faktów - krótko mówiąc powinien być zwierzem społecznym w czystej postaci, a niestety był po prostu samym sobą, czyli istotą nie do końca odnajdującą się w relacjach międzyludzkich. Problemem nie było już samo pisanie, a podarowanie mu tematu, który zabija chęci każdego (zdrowego na umyśle) pracownika gazety. Nie potrafił odnaleźć plusów tej sytuacji, a już na pewno nie swojego polowania - tak, to właśnie polowanie, bo nie mógłby nazwać inaczej istoty płci pięknej inaczej niż ofiarą. Musi uraczyć ją swoimi pytaniami na temat jej pragnień, a wszystkie scenariusze rozmowy, jakie przeprowadził w swojej głowie wypadają jak błaganie o jakąkolwiek odpowiedź lub zaproszenie do tego, aby uderzyć go w twarz i uciec.
Znalazł jednak obiekt swoich poszukiwań. Trochę sam się wprosił, a raczej wysłał sygnał, że jest przynajmniej neutralnie nastawiony do kontaktów międzyludzkich, bo i posłał mu jakiekolwiek spojrzenie! W przeciwieństwie do niego jednak on przyglądał się z czystym zainteresowaniem i to wyjątkowo mało uprzejmie. Widać było, że zbiera się w sobie, aby podejść. Nie jego jednak wina, że takim już się urodził! Musiał posprzątać cały bałagan, który się zrodził w jego głowie zanim pójdzie wystawić się na ośmieszenie. Wytrzepać szatę z dziesięć razy, powtórzyć w głowie, jak powinien zacząć...
Nadzieję widział jedynie w tym, że kobieta zdecydowanie nie wydawała się istotą brutalną. Ludzie z zasady ignorują wszystkie inne formy życia niż one same. Wiedział coś o tym, bo sam preferował bycie wśrod tych bardziej milczących, jak rośliny i zwierzęta. Dbanie bez powodu o ich istnienie o czymś świadczyło. Nie był tylko pewien, czy ten fakt sprzyja jego misji, czy wręcz przeciwnie. W jego przypadku opieka nadczymkolwiek oznaczała, że nie chciał widzieć ludzi w danym momencie. Błagał los, aby nie należała do jego typu fanów przyrody. Uwierzył więc w optymistyczną wersję, bo nic innego mu nie pozostało. Artykuł sam się nie napisze, a on nie miał pojęcia jak ma zmyślać wypowiedzi kobiet, więc musiał pójść w jej stronę pomimo każdego nerwu w jego ciele, który szalał z bólu na samą myśl o tej rozmowie.
- Dzień dobry... ja... chciałem powiedzieć, że... jestem naprawdę zaskoczony, że zajęła się pani tamtą rośliną... to znaczy... to naprawdę miłe - I powiedziałeś to kretynie w chwili, kiedy już siedzi na ławce, długo po czasie, bez racjonalnego powodu dokładnie w chwili, kiedy twoje spojrzenie stałoby się skrajnie nieprzyjemne dla jakiegokolwiek człowieka, ale zdecydowałeś, że to świetny pomysł, aby jej to powiedzieć, kiedy miałeś zacząć zupełnie inaczej i cały plan szlag trafił, brawo - jak wszyscy widzimy świetnie poszło Peterowi rozpoczęcie konwersacji zarówno pod względem słów wypowiedzianych, jak i tego, co w jego głowie zagościło w ułamki sekund po tym, jak już wyrzucił z siebie wszystko, czego nie chciał i czego żaden ze scenariuszy nie uwzględniał.